W moim życiu ostatnio bardzo dużo się dzieje, razem z mężem powoli przygotowujemy się na ogromny przewrót, który szykuje się w pierwszej połowie września. Dziecko ponoć wywraca świat do góry nogami, zwłaszcza to pierwsze. Od kilku miesięcy jestem już na zwolnieniu, początkowo sądziłam, że nadrobię wszystkie blogowe zaległości, będę miała czas dla siebie...jednak nic bardziej mylnego. Jeśli śledzicie mnie na Instagramie wiecie, że w naszym domu zamieszkała Roksi, wyjątkowo towarzyski berneńczyk, aktualnie 6 miesięczny, który skupia na sobie uwagę wszystkich. Dzisiaj, zapraszam Was na post o ulubieńcach kosmetycznych minionych miesięcy, nie będzie tego dużo, jednak sądzę, że będą to kosmetyki warte uwagi.
Ulubieńcy w pielęgnacji
W mojej pielęgnacji niewiele ostatnio się zmienia, więc ta część wpisu będzie dość...hmm...nazwijmy to zwięzła. Jakiś czas temu pisałam pełna recenzję kosmetyków Resibo, chcę więc jeszcze raz podtrzymać moje zdanie i pokazać Wam bardzo fajny krem pod oczy. Produkt o przyjemnej konsystencji i wyjątkowo bogatym, naturalnym składzie, który cudownie nawilża, łagodzi i lekko napina skórę wokół oczu.
Ulubieńcy w makijażu
Jeśli chodzi o makijaż, podejrzewam, że tak jak i u Was, był on dość minimalistyczny. Latem ograniczam się do podkładu mineralnego Lily Lolo w odcieniu Warm Peach, ewentualnie jeśli sięgam po płynne konsystencje to są to raczej lekkie formuły typu krem BB lub delikatny podkład, często mieszany z kremem nawilżającym. O podkładzie mineralnym Lily Lolo, pisałam jakiś czas temu pełna recenzję i nie chciałabym się tu zbytnio nad nim rozwodzić. Uważam, że jest to kosmetyk bardzo dobry, zwłaszcza latem a prawidłowa aplikacja zapobiega efektowi pudrowości.
Pozostając w temacie minerałów, chcę zwrócić Waszą uwagę na piękny, wypiekany róż do policzków, również marki Lily Lolo, w odcieniu Tickled Pink. W tym przypadku urzekł mnie kolor, na lekko opalonej buzi wygląda zjawiskowo, jest bardzo lekki, subtelny, różowo-brzoskwiniowy, istnie wakacyjny! Na policzkach daje delikatną poświatę, jednocześnie pięknie rozświetla, jak dla mnie jest to produkt 2w1, róż i rozświetlacz w jednym. Sprawia, że buzia wygląda promiennie a policzki są słodkie i całuśne. Jeśli chodzi o Lily Lolo, przeprosiłam się również z błyszczykiem Whisper, w pięknym, naturalnym odcieniu zgaszonego różu. Produkt na ustach wygląda nieco mlecznie ale ja latem uwielbiam taki mokry, naturalny efekt.
Odkąd złapałam troszkę słońca, nie rozstaję się z bronzerem od Benefit i jest to klasyczna Hoola, której nie trzeba nikomu przedstawiać. Bardzo lubię go używać zwłaszcza latem, gdy jestem już nieco opalona. Zimą czy jesienią wybieram inne produkty, ewentualnie aplikuję go bardzo ostrożnie, gdyż mam jasną karnację i w pospiechu lubię z nim przesadzić, natomiast latem jest to dla mnie kolor niemal idealny. Czemu niemal, otóż jakiś czas temu, poniekąd dzięki Asi, o której w dalszej części wpisu, odkryłam genialne trio do konturowania twarzy. Moje "odkrycie", dla niektórych z Was, będzie pewnie śmieszne, gdyż w końcu zdecydowałam się na równie słynną co Hoola, paletkę z Too Faced Sweet Peach Glow Kit. Muszę przyznać, że jest sztos! Jestem w niej totalnie zakochana i szczerze żałuję, że zdecydowałam się na nią dopiero teraz. Pamiętam, gdy pierwszy raz zobaczyłam ja w perfumerii i pomyślałam sobie, o co tyle szumu, wtedy zupełnie mnie nie zainteresowała. Kolory wydały mi się nie moje, zbyt ciepłe i błyszczące. Dziś wiem, że właśnie o to w niej chodzi! O ten piękny, elegancki blask. Odcienie, wbrew pozorom i chyba ogólnemu przekonaniu, wcale nie są takie ciepłe, bronzer jest idealny dla jasnej karnacji, zwłaszcza, gdy złapiemy troszkę słońca, umiejętnie nałożony doda młodzieńczości, lekkości i dziewczęcej promienności. Połączenie wszystkich trzech pudrów, nadaje buzi letniego blasku, właśnie tą paletka uzyskamy ten pożądany słoneczny, letni glow!
Oprócz twarzy muśniętej słońcem, mój letni makijaż, tak w skrócie, to przede wszystkim brwi oraz rzęsy. Należę do osób, które gdy złapią troszkę słońca na twarzy...tracą brwi i rzęsy ;) Moje włoski po prostu tak bardzo jaśnieją, że staja się praktycznie niewidoczne. Rozwiązania są dwa, albo henna albo codzienne malowanie, każdy normalny wybrałby hennę a ja, z racji notorycznych zajęć, gości czy wyjazdów do rodzinnego domu, nie mam czasu umówić się do kosmetyczki. Tym sposobem poznałam nową perełkę, jest nią paleta do brwi marki Bell, którą, przyznam się bez bicia, podpatrzyłam u Asi. Moja jest w odcieniu 3. Produkt jest świetny, dwa cienie, jeden ciemniejszy, drugi jaśniejszy oraz dość pokaźnych rozmiarów wosk. Wszystko kompaktowe, w eleganckim opakowaniu z dużym lusterkiem i w cenie 20 zł. Czego chcieć więcej? Cienie są idealnie napigmentowane, miękkie, dobrze się z nimi pracuje dzięki czemu brwi podkreślam w ekspresowym tempie, kolory nie wpadają w ciepłe, rude tony, których u siebie nie lubię. Wosk jest dość tłusty, przez co wystarczy nałożyć go odrobinę aby utrzymać i wygładzić włoski. Gdy już dorobię się brwi, czas na rzęsy, w tym sezonie, z racji ciąży i upałów postawiłam na produkty wodoodporne. Nie wiem czy tylko ja tak mam, ale wręcz płynę, spływa ze mnie wszystko, również tusze, których wcześniej używałam.
Po wielu mniej udanych zakupach, zdecydowałam się na kredkę z Estee Lauder Double Wear Waterproof Eyeliner w odcieniu 02 Espresso. Cóż mogę o niej napisać, jest to produkt wart grzechu, kredka broni się sama, jest po prostu nie do zdarcia. Idealna na górną linię wodną i do zagęszczania rzęs, co najważniejsze, nie odbija się na dolnej linii a właśnie na tym mi zależało i dlatego ją kupiłam. Cudowna, mięciutka formuła, nie podrażnia, początkowo łatwo daje się rozetrzeć, jednak trzeba się śpieszyć, gdyż produkt zastyga. Ostatnim kosmetykiem do makijażu, który wyjątkowo przypadł mi do gustu, jest tusz z Too Faced Better Than Sex Mascara w wersji wodoodpornej. Czytając opinie na jego temat, długo zastanawiałam się nad zakupem, bo nie będę ukrywać, że recenzje ma różne. Z tego co widzę albo się go bardzo lubi albo uważa za totalny bubel. Nie wiem od czego to zależy, może od doświadczenia w makijażu, rodzaju rzęs, budowy oka, ciężko mi powiedzieć. Mnie tusz odpowiada, ładnie podkreśla moje dość krótkie rzęsy, nie zostawia grudek, dobrze podkręca i wydłuża a przy tym nie spływa, zwłaszcza w kącikach zewnętrznych (czasem łzawią mi oczy).
Pozostając w temacie minerałów, chcę zwrócić Waszą uwagę na piękny, wypiekany róż do policzków, również marki Lily Lolo, w odcieniu Tickled Pink. W tym przypadku urzekł mnie kolor, na lekko opalonej buzi wygląda zjawiskowo, jest bardzo lekki, subtelny, różowo-brzoskwiniowy, istnie wakacyjny! Na policzkach daje delikatną poświatę, jednocześnie pięknie rozświetla, jak dla mnie jest to produkt 2w1, róż i rozświetlacz w jednym. Sprawia, że buzia wygląda promiennie a policzki są słodkie i całuśne. Jeśli chodzi o Lily Lolo, przeprosiłam się również z błyszczykiem Whisper, w pięknym, naturalnym odcieniu zgaszonego różu. Produkt na ustach wygląda nieco mlecznie ale ja latem uwielbiam taki mokry, naturalny efekt.
Na koniec muszę podzielić się z Wami moim odkryciem na YouTube, otóż jakoś na początku czerwca odkryłam profil Asi, która jest makijażystką i kosmetologiem. Dawno nikt nie zrobił na mnie tak dobrego wrażenia, wciągnęłam się w jej kanał, dosłownie na maksa. Uwielbiam jej podejście, sposób w jaki się wypowiada a przede wszystkim profesjonalizm i to bojące od Asi ciepło. Polecam, myślę, że również przepadniecie!
Ale kusisz! :) Mam ochotę na krem pod oczy z Resibo, serum znam i też planuję powrót :)
OdpowiedzUsuńZ Lily Lolo czaję się na tusz. Ich podkład i bronzer niestety się u mnie nie sprawdziły. o błyszczyku wcześniej nie słyszałam ale widzę, że ma przepiękny kolor musze nad nim pomyśleć:)
OdpowiedzUsuńSame perełki tu widzę :D
OdpowiedzUsuńLubię produkty Lily Lolo :)
OdpowiedzUsuńTak, ta paletka Hoola jest cudwna <3
OdpowiedzUsuńBardzo fajni ulubieńcy! Żadnego z tych kosmetyków nie testowałam do tej pory. Ostatnio u siebie dodałam ulubieńców lipca, wpadnij, może coś Ci się spodoba. :)
OdpowiedzUsuń