Czasem mam wrażenie, że moja "przygoda" z zapuszczaniem włosów to taki "never ending story". Przez ostatnie dwa lata z uporem maniaka zapuszczałam włosy, poniekąd udało się- na weselu przyjaciół ( niemalże rok temu) mogłam pochwalić się ładnym upięciem. I to by było na tyle. Zaraz po weselu nie wytrzymałam i postanowiłam nieco skrócić włosy- żeby ładniej rosły. Niestety, trafiłam na fryzjerkę "wizjonerkę", która moje cienkie i raczej liche włosy w cudowny sposób "wycieniowała", żeby- wiadomo- dodać objętości. To co miałam na głowie przechodziło ludzkie pojęcie! Poszła na poprawę- wyrok, no niestety ponownie krótki a'la bob. Obecnie włosy zapuszczam- tym razem na swoje wesele ( dzięki Bogu, jeszcze rok!). Niestety, tak jak w poprzednim wypadku, odrastające po mocnym cieniowaniu włosy w okolicy karku wyglądają jak mysie ogonki! Niestety, w codziennej "stylizacji" (jeśli chcę wyglądać choć trochę normalnie) bez suszarki i szczotki się nie obejdzie efektem czego są przesuszone pasma.
Ostatnio postanowiłam zainwestować, i poniekąd przetestować, nowości od Garnier- serum odbudowujące z serii Goodbye Damage oraz serum Gęste i Zachwycające. Sama nie wiem czego się spodziewałam, miałam nadzieję na dociążenie bez przetłuszczania i obciążenia nasady włosa oraz nieco więcej objętości....ach te reklamy ;) Produkty stosuję naprzemiennie.
Serum Goodbye Demage
Piszę o nim w pierwszej kolejności, aczkolwiek kupiony został przeze mnie jako drugi ;) Dlaczego zdecydowałam się na zakup? Szukałam specyfiku, który nieco wygładzi i dociąży moje wiecznie wywijające się włosy. Nad zakupem nie zastanawiałam się zbyt długo...gdyż akurat Serum z Garniera było w promocji...a że szata graficzna przyciąga wzrok- przepadłam. Ślicznie pomarańczowy kartonik skrywa w sobie zgrabną, również jaskrawo pomarańczową buteleczkę z bardzo wygodnym dozownikiem. W moim przypadku jedna pompka w zupełności wystarczy na pokrycie włosów od połowy długości. Serum nie jest gęste (tak jak jego różowy kolega), jest raczej "olejkowe". Zdecydowany plus to bajeczny zapach, który wypełnia całą łazienkę...aczkolwiek na włosach nie utrzymuje się zbyt długo. Samo działanie serum nie jest złe, produkt ułatwia rozczesywanie, włosy tuż po wysuszeniu są ładnie nawet dociążone, wygładzone i bajecznie mięciutkie. Po kilku godzinach moje końce zaczynają się jednak wywijać, może i nie tak drastyczne jak bez zastosowania serum, ale mimo wszystko nie o tym myślałam kupując produkt. W przypadku włosów cienkich, lekkich i raczej mizernych radzę unikać nakładania serum zbyt blisko skóry głowy i w za dużej ilości- może przyśpieszyć przetłuszczanie włosów u nasady. Moje włosy po zastosowaniu serum nadają się do mycia po około 2 dniach co uważam za wynik całkiem dobry.
Produkt od razu wpadł mi w oko, nie wiem czy było to spowodowane jego rozkosznie różowym opakowaniem czy zapierającymi dech w piersiach obietnicami. Tak czy siak serum trafiło do mojej łazienki... i zaczęło się wielkie testowanie. Po pierwszym użyciu pomyślałam...ehm...a objętość gdzie? Serum ma piękny zapach oraz ciekawą, mleczną konsystencję. Co do działania. Cóż, myślę, że mogło być lepiej i śmiało mogę powiedzieć, że obietnice podwójnej objętości są wyssane z palca. Serum może i faktycznie delikatnie "pogrubia" optycznie włosy, dodaje im nieco objętości ale przynajmniej w moim przypadku, nie jest to efekt długotrwały a tym bardziej zadowalający. Dodam, że po dłuższym stosowaniu zauważyłam lekkie przesuszenie włosów.
Podsumowując, uważam, że oba produkty są mocno dalekie od ideału...a może to moje włosy są tak krnąbrne i nie chcą współpracować? W pojedynku pomarańczu z różem wygrywa, mimo wszystko, serum Goodbye Demage. Czy kupiłabym je ponownie? Raczej nie i myślę, że jeśli uda mi się zużyć serum pomarańczowe...poszukam czegoś innego.
Ciekawa jestem Waszych opinii o "nowościach" od Garnier?
Sprawdziły się u Was?
Jakie produkty polecicie do "dociążenia" puszących się, wywijających i nieco przesuszonych na końcach włosów?
Pozdrawiam
Ania
Ja po kosmetykach z tej linii mam mega łupież :( Nawet jak się nie ruszam to sypie się jak śnieg w zimie :(
OdpowiedzUsuńJa generalnie nie mam tendencji do łupieżu, mam szampon Garnier z 3 olejkami, który bardzo mi odpowiada stąd sądziłam, że i serum będzie udane ;)
UsuńJakoś nie wiem co o nim myśleć.
OdpowiedzUsuńTeż mam mieszane uczucia, niby nie są jeszcze takie najgorsze ale wydaje mi się, że w tej cenie można znaleźć coś lepszego.
Usuń"produkt ułatwia rozczesywanie, włosy tuż po wysuszeniu są ładnie nawet dociążone, wygładzone i bajecznie mięciutkie" to coś dla mnie :) O ile wywijanie mi nie przeszkadza, bo mam włosy falowane, to puszenie już tak.
OdpowiedzUsuńObecnie używam serum z Avonu, mi one pasują.
Następnym razem wypróbuję Avon :)
UsuńJakoś zawsze obojętnie przechodzę obok tych produktów. Moje ulubione serum na końcówki to to z Avonu, z zieloną pompką - polecam ;)
OdpowiedzUsuńMuszę następnym razem wypróbować :)
Usuńnie miałam żadnego, ale ciągle mnie kuszą :)
OdpowiedzUsuńOd dawna interesuje mnie te pierwsze serum :)
OdpowiedzUsuńPolecam olejek z Schaumy, dostępny w Rossmannie. Wydajny, gęsty, ładnie pachnie, cudownie zmiękcza i dociąża. Ale może przyspieszać przetłuszczanie. Całkowicie lekki, ale skuteczny w działaniu jest natomiast olejek Kerastase, ale jest droższy. A wywijaniu zapobiega prostujący spray z Schwarzkopf również z Rossmanna. :))
OdpowiedzUsuńMam z tej serii odżywkę do włosów i bardzo ją lubię ;)
OdpowiedzUsuńMusze kiedyś wypróbować. Ostatnio kupiłam szampon z tej serii.
Usuńprodukty nie dla mnie ;)
OdpowiedzUsuńSerum Goodbye Demage mam w swoich zapasach i czeka na użycie :)
OdpowiedzUsuńDaj znać jak się sprawdza.
UsuńLubię odżywki Garniera, serum jeszcze nie próbowałam. Te różowe będę omijać skoro przesusza. Miałam tak z olejkiem Eveline.
OdpowiedzUsuńnie używałam serum z Garniera pierwszy raz je widzę :)
OdpowiedzUsuńOd jakiegoś czasu używam serum goodbye damaged i całkiem nieźle się u mnie sprawdza ;)
OdpowiedzUsuńJa byłam z niego tak średnio zadowolona ale zużyłam do końca :)
UsuńU mnie garnier powoduje swędzenie.
OdpowiedzUsuńCałe szczęście z tym nie mam problemu.
Usuń